• Uczniowskie legendy o Kaniowie - cz. II

        •  

          Uczniowskie legendy o Kaniowie - cz. II

              

                Historię szkoły niewątpliwie tworzą  także jej uczniowie (z czasem absolwenci), pozostawiając swój ślad w postaci  szczytnych osiągnięć w  wielu dziedzinach.
                     Jeśli kiedyś sięgnęli po pióro…

           

          Tam gdzie zrodził się polski karp

                    Dawno temu stał na Żebraczym (jednym z przysiółków Kaniowa) wielki, kamienny zamek. Mieszkał w nim bogaty pan, który słynął z tego, że był zły, skąpy i bezlitosny wobec swoich poddanych. Otaczał się ludźmi równie niedobrymi jak on. Jego syn był zupełnie inny, bo charakter odziedziczył po zmarłej matce. Studiował w Niemczech -  w Heidelbergu, bo ojca było na to stać.

                 Poddani wspomnianego pana żyli w wielkiej nędzy. Feudał nie płacił im za pracę, wykorzystywał bez litości i ciągle mamił obietnicami sowitej zapłaty.

                Jednego roku do tego wszystkiego dołączyła susza, która zniszczyła wszystko w okolicy. Od  wielu miesięcy nie spadła kropla deszczu. Nad wsią zawisła groźba głodu.

                 Poddani prosili pana o pomoc, domagali się zaległych pieniędzy.On nie słuchał, śmiał się z nich i kazał wyrzucać ich za wrota. Złość ludu rosła z dnia na dzień, byli głodni, wyczerpani, a przede wszystkim bezsilni.W końcu go przeklęli.

              Pewnego dnia niebo gwałtownie się zachmurzyło, z minuty na minutę robiło się ciemnomodre, a potem czarne. Ludzi ogarnął strach, bo takiego nieba nikt nigdy jeszcze nie widział. Nagle pojawiła się też złowieszcza błyskawica, zaraz po tym rozległ się przerażający grzmot, a po nim ludzie usłyszeli ogromny huk. Na wzgórzu, gdzie stał zamek, było widać tylko ścianę ognia i tryskające w górę kamienie.

                Po jakimś czasie ludzie odważyli się podejść a  ku swemu zdziwieniu zobaczyli ogromny dół wypełniony żwirem. Tyle pozostało po zamku złego pana. Wreszcie ludzie odetchnęli z ulgą, bo z ich życia zniknął tyran i nikczemnik.

              Na  wspomnianym zaś, pozostałym po zamczysku, terenie pojawiły się pierwsze żwirowiska. Po jakimś czasie wielki dół zalała woda, w której radośnie pływały nieznane im dotychczas ryby – zapowiedź czekających ich zmian.

                 Niebawem po zakończeniu nauki wrócił do Kaniowa syn złego pana , Zbyszko. Doradził poddanym, by pod jego opieką zajęli się hodowlą karpia - bo tak, jak im to objaśnił, nazywały się owe nowe, radosne ryby.

               Z biegiem lat mieszkańcy bogacili się coraz bardziej, bo sprzedaż przynosiła duże korzyści. Zaczęło powstawać coraz więcej stawów hodowlanych, przynoszących sławę kaniowskiej okolicy. Wkrótce karp stał się tak popularny, że znalazł się w herbie  Gminy Bestwina.

                 Autor:

            Adrian Skrudlik

          ( wówczas uczeń kl.6.)

           

          O Kaniowie 

                    Zapewne wielu z was zastanawiało się kiedyś, skąd wzięła się nazwa naszej wioski  – Kaniów. Było to tak…

                 Dawno temu, kiedy Kaniów był jeszcze małą osadą, kanie – duże drapieżne ptaki z rodziny szponiastych - jak co roku przyleciały na obrzeża wsi. Zaczęły zakładać nowe gniazda i znosić jaja, wszyscy darzyli je sympatią. Tego roku było wyjątkowo ciepło i sucho. Ludzie bali się, że nie wystarczy im wody. Nie wiedzieli też czy zwierzęta przeżyją taką suszę, a ich ukochane ptaki nie odlecą. Na ten temat w osadzie ludzie rozmawiali bardzo często:

          - Nasze zwierzęta nie przeżyją takiego upału! – martwili się.

          - Kanie na pewno odlecą! – zwracali uwagę inni.

          - Panie co mi tam kanie? Uprawy mi uschną! – mówili rolnicy.

          -Uprawy? Ja nie mam wody dla bydła, pozdychają mi owce i krowy! – wołali hodowcy.

               Tak w osadzie  mijał dzień za dniem. Jednak pewnego bardzo upalnego popołudnia mały chłopiec poszedł za osadę poszukać wody.  Dziwnym trafem natknął się na małe pisklę kani, które wypadło z gniazda. Chłopiec włożył ptaszka do kapelusza i zaczął powoli wspinać się na drzewo do gniazda ptaka. Zaniepokojona ptasia mama zaczęła krążyć nad gniazdem, bo zauważyła, że jej pisklę zniknęło. Nagle spostrzegła chłopca i zaczęła zniżać lot ku gniazdu.  Była tak ucieszona tym, że jej dziecko  się znalazło, że w podzięce ku zaskoczeniu chłopca powiedziała:

           -Wsiądź na mój grzbiet!

          -Ja? – zapytał zdziwiony chłopiec – ale czy nie powyrywam ci piór?

          -Mam taką nadzieję! – powiedziała kania i zabrała go w miejsce, w którym jeszcze nie był  (niedaleko osady).

                 Zobaczył źródełko, a gdy kania postawiła go na ziemi, spróbował zimnej, orzeźwiającej wody.  Okazało się, że ta nadaje się do picia. Chłopiec wrócił więc do osady i opowiedział wszystkim co go spotkało. Mieszkańcy byli bardzo zdziwieni opowieścią chłopca, ale następnego dnia poszli z nim w miejsce, które pokazała mu kania. Osadnicy odkryli tak samo jak chłopiec, że woda nadaje się do picia. Byli pewni, że wystarczy wody dla nich i zwierząt. Niezwykła kania uratowała mieszkańców.

                             W podzięce za czyn ptaka mieszkańcy nazwali swoją wieś Kaniów.

            Autorka:

            Weronika Grygierzec

          ( wówczas uczennica kl.5.)

               

          Legenda o miejscu Piekłem zwanym

              Dawno, dawno temu, za czasów kiedy diabły stąpały jeszcze po ziemi, żyła w kaniowskiej wiosce pewna kobieta, zwana przez wszystkich Elżbietą-uzdrowicielką. Potrafiła za pomocą sobie tylko znanych sposobów wyleczyć nawet ciężką chorobę. To matka nauczyła ją, jak radzić innym, pomagać im  w kłopotach. Mówiono też, że zło w dobro odwrócić potrafi.

               Niestety, niesłusznie została oskarżona o spisek z najpotężniejszym diabłem - Lucyferem. Nie wiedziała, co uczynić, aby zrzucić z siebie to pomówienie.

                Pewnego deszczowego dnia Elżbieta postanowiła poszukać Lucyfera. Odkryła, że planuje on zniszczyć cały Kaniów. Pobiegła szybko do jego pałacu i ... nikogo tam nie zastała. Poinformowano ją jednak, że Lucyfer znalazł sobie idealną żonę o imieniu Demona. Kobieta przestraszyła się bardzo, oznaczało to w owych czasach wielkie nieszczęście.

                Elżbieta wpadła na świetny pomysł. Gdy wszyscy spali, weszła po cichu do sypialni diabelskiej pary i korzystając z tego, że Demona śpi słodko i niewinnie, zatrzymała ten stan i zamieniła ją w ten sposób w ... anioła! Kobieta uciekła szybko, bo, jak wiadomo, Lucyfer wpadał w szał, gdy widział niebiańskie istoty.

                Wczesnym rankiem cała wieś nie mówiła o niczym innym. Okazało się, że  podstęp Elżbiety się udał. Diablica została pokonana, a Lucyfer, po odkryciu prawdy, zapadł się ze złości pod ziemię i żyje tam do tej pory ze swoimi towarzyszami.

                  Uzdrowicielka została uniewinniona, a miejsce owych tajemniczych wydarzeń nazwane zostało  PIEKŁEM. Do dziś w Kaniowie istnieje taki przysiółek, a w miejscu, gdzie prawdopodobnie stał diabelski pałac,  stoi sklep - do niedawna zwany „ SZATAN”.

           

          Autorka:

            Justyna Danek

          ( wówczas uczennica kl.5.)

           

           

          Legenda o początkach Dębowej Alei

            W Kaniowie życie toczyło się jak zawsze. Prawie każdy mieszkaniec zajmował się uprawą zbóż. Orano, siano, ścinano...

             Ludzie od wieków pracowali tu na roli i opowiadali sobie w tym czasie fascynujące historie. Pan Józef był już starym rolnikiem i często mówił o swoich doświadczeniach.Po obiedzie jego wnuki: Janek i Ania poprosiły, aby opowiedział im jakąś ciekawą legendę. Zgodził się. Usiadł na trawie, podrapał się po głowie i zaczął:

               No, cóż. Słyszałem pewne ciekawe podanie. Podobno kiedyś  pewien gospodarz siał pszenicę. Kiedy  wyrosła, stało się coś bardzo dziwnego.  Dwa kłosy uderzyły o siebie i wtedy zrodziła się z nich piękna dziewczyna. Piękna - ale zła! Na imię jej było Adela. Wszyscy jej unikali. Mówiono, że jest okrutna, szeptano, że  zamieniła  kota w żabę.

             Zwykle, gdy szła głównym gościńcem, obrażała napotkanych ludzi. Nie zwracali na nią uwagi, starali się jej unikać.

              Pewnego razu natknęła się  jednak na chłopca, któremu nie podobało się to, co o nim wygadywała. Zdenerwowany, wziął do ręki  kilka żołędzi  i rzucił w Adelę. Ta natychmiast podbiegła do niego, dotknęła jego czoła i... nie wiadomo jak, młodzieniec zamienił się w dąb.

                  Skończywszy swą historię, staruszek wskazał palcem na prawo, gdzie rosło drzewo olbrzymich rozmiarów. Sprawiało wrażenie, że rusza gałęziami we wszystkie strony, choć nie było nawet najmniejszego wiatru.

                  I do dziś stoi tu, w Kaniowie, owo drzewo, z owoców którego wyrosło jeszcze wiele innych dębów. A droga prowadząca w kierunku Czechowic – Dziedzic (dawny główny gościniec)   zwie się Aleją Dębową.           

          Autorka:

            Daria Szypuła

          ( wówczas uczennica kl.6.)

           

           

          Legenda o studni bez dna

           

                Dawno temu w Kaniowie panowała susza, jakiej nie zanotowano nigdzie i nigdy. Liście pobliskich borów zeschły, a spalona słońcem  ziemia spękała. W żadnej studni nie było wody. Tylko w jednym domu nie brakowało życiodajnego płynu. Wszyscy ludzie z wioski przychodzili tam, by się napić. Uważali to miejsce za święte. Jeśli zdarzyło się, że ktoś  splunął lub przewrócił się w pobliżu tego podwórka, musiał iść do tamtejszego gospodarza i przeprosić  stokrotnie.

                  Pewnego dnia wybuchł pożar jednego z wielu lasów w okolicy. Suche gałęzie szybko stanęły w płomieniach. Ogień bezlitośnie przenosił się z drzewa na drzewo. Małą miejscowość ogarnęła panika. Każdy myślał tylko: „Jak pokonać żywioł, jeśli nie ma wody, a przy takiej suszy ogień przeniesie się na nasze gospodarstwa”.

                  Z inicjatywy sołtysa, cały lud przybył do domku, w którym znajdowała się  cudowna studzienka. Za zgodą domowników  z niej właśnie czerpali wodę, której , o dziwo , wcale nie ubywało. Pracowali trzy noce i dwa dni, aż ugasili żywioł.

                  Wszyscy błogosławili gospodarza , a kiedy ktoś stwierdził, że trzeba to jakoś uczcić, cała wioska udała się na biesiadę. Bawili się w pobliskiej karczmie.

                  Nagle, śpiewy zagłuszył piskliwy głos małej dziewczynki: „Deszcz, zaczął padać deszcz!” Wtedy biesiadnicy przenieśli się na podwórko i zaczęli tańczyć wśród ożywczych kropli upragnionego deszczu. Susza skończyła się.

                  Dzisiaj, przejeżdżając przez centrum Kaniowa, każdy może  zobaczyć strażnicę. Mało kto jednak wie, dlaczego wybudowano ją właśnie tu , nie gdzie indziej. Otóż, kiedyś na tym miejscu stała owa cudowna studzienka, dzięki której udało się uratować wieś od pożogi . Tu też po raz pierwszy kaniowianie wspólnie, bez wahania, przystąpili do gaszenia pożaru. Godne to zaiste miejsce na siedzibę Ochotniczej Straży Pożarnej, która szczytnie pielęgnuje tradycje swych przodków.          

           

           

          Autorka:

            Natalia Nasuta

          ( wówczas uczennica kl.6.)

           

           

           

           

           

           

           

           

           

           

           

           

           

           

           

           

           

           

           

           

           

           

           

           

           

           

          nauczyciel opiekun JWS

    • Kontakt

      • Zespół Szkolno-Przedszkolny Szkoła Podstawowa w Kaniowie
      • (32)215-73-23 fax: (32)215-73-23
      • Zespół Szkolno-Przedszkolny Szkoła Podstawowa w Kaniowie, ul.Batalionów Chłopskich 15 43 - 512 Kaniów Kaniów Poland
    • Logowanie